Leżał sobie korpus i czekał... i czekał... i się kurzył.
Aż dnia pewnego wlazłem do tej swojej gawry warsztatem zwanej i stwierdziłem, że chyba czas zacząć wszystkie te rozkopane i nieukończone ludki i inne "wielkie" projekty.
Tak więc wziąłem i zrobiłem. A co!
Zacząłem od podstawki bo plan był więc co by nie umknął.
Następnie już figurka właściwa. Szybkie dwa wieczory i zrobiona. Potem tylko trochę perturbacji ze sklejeniem wszystkich pomalowanych części i już. Finisz!
Domyślam się że popełniłem trochę baboli ale wyszło całkiem przyjemnie.
To teraz może Chaplaina od tego samego producenta?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz