poniedziałek, 9 maja 2016

Początek tragedii czyli jak to wszystko się zaczęło.

To były wakacje. Ona była bardzo atrakcyjna a ja nie. Do niczego nie doszło... płaczu też nie było. Koniec.

Ale do rzeczy. Rok 1995. Odnajduję swoje miejsce czyli RPG. Tłukę w Warhammera RPG i Kryształy Czasu. Z czasem pojawiają się kolejne systemy kolejni kumple. Naturalna kolej rzeczy od erpegów do figurek. Wakacje 1996 podejmujemy decyzję że będziemy grać, zbierać WFB. Wycieczka do "U Izy" okazuje się że kasy mało. Kumpel podejmuje decyzje że jedzie do babci po pieniądz. Czas goni bo to sobota więc "Izę" zamykają wcześniej. Dwóch pojechało, dwóch zostaje (min. ja) i robimy akcję "Rejtan" nie wychodzimy dopóki chłopaki nie wrócą z funduszami. Udaje się. Wracamy na osiedle z 4ed. Podnieta ogromna zaczynamy snuć plany co i jak, gdzie, kto i kiedy. Zaczyna się ustalanie kto co zbiera. Ja wybieram krasnoludki. Pierwszy zakup. Siedem farbek cytadelek Smelly Primer, Dark Angels Green, Blood Red, Chaos Black, Elf Flash, Boltgun Metal, Sunburst Yellow (reszta kolorów została uzupełniona przez firmę Humbrol... tak wiem) oraz pudełeczko o wdzięcznej nazwie Dwarfs. Wszystkie w tej samej pozie jedyne co to różne wzory na tarczy a było ich aż osiem :O
(zdjęcie z eBay)
Z racji nudnego malowania tych samych kartofli udało mi się ukończyć trzeciego i na tym zakończyłem znajomość z tą armią na bardzo długi czas.
Zainteresowałem się ciemniejszą stroną konfliktu Starego Świata... Dark Elfy. tutaj troszkę poszalałem. Udało mi się skompletować regimenty Speramen, Black Guard of Naggaroth. Do tego doszedł Blot Thrower i Sorcerer
(zdjęcie z eBay)
(zdjęcie z eBay)
(zdjęcie z eBay)
 
Kolorystyki trzymałem się w 99% figurek. W przypadku sorcerera nie zapanowałem nad swoim zapierającym dech w piersi talentem i powstało coś takiego co niby było czarne ale rękawy miał przechodzące z czerwonego poprzez pomarańcz do żółtego. Czapeczka błękitna... ogólnie chłopak prezentował się dosyć wesoło ;) Niestety nie znalazłem dziada a jestem pewien że gdzieś się ukrywa (jak znajdę to wrzucę) w związku z tym kolejne zdjęcie poglądowe z takiego tam portalu ;)
(tak jak pod innymi)
Niestety pomalowanie tego wszystkiego zbiegło się z końcem zainteresowania battlem i tym sposobem zostałem z całkiem sporą ilością pomalowanych figurek, których rzecz jasna się pozbyłem (no prawie wszystkich). Ostatnim podrygiem był Archaon na konkurs Wojennego Młotka (zaistniałem... to tyle) aby potem na długo o tym systemie zapomnieć.
Oto on. Śliczny, wymuskany, jedna warstwa, gdzieniegdzie dwie, a nawet wash (miałem tylko flesh wash... a nawet jeszcze mam!)



(lecz ziarno chaosu zostało zasiane)

Cóż robić z tak wspaniale zapowiadającym się talentem? Na całe szczęście pojawił się Warzone. :)


Warzone ach Warzone.
No i oczywiście Capitol. Tyle figurek pomalowanych. Tatuaże, kamuflaże, pseudo freehandy no i pierwsze zabawy z modyfikacjami figurek. Pamiętam że jednemu free marines'owi tak długo nakłuwałem naramienniki że wyszły tak jakby z futra chociaż moim zamiarem było zrobić tak jak miał na obrazku poglądowym (tam miał namalowane wzorki ale wyczułem podstęp i wywnioskowałem, że to na pewno nie było namalowane ;))
Z kolei sierżantowi FM obciąłem palec którym wskazywał przed siebie, wywierciłem dziurkę (i nie było to wiertłem tylko jakimś kozikiem) i w ten otworem wcisnąłem drut który robił za drzewiec na końcu którego znajdowała się flaga Capitolu (a jakże!).
(on się dowiedział co się stało jego koledze)

Grało się długo ale w końcu i ta fajna gierka powoli nam się wypaliła. Liczyłem, że odżyje kiedy się pojawi dodatek z Ziemią (Dark Eden). Niestety nic z tego. Padło, a ja już wybrałem sobie frakcję (Hordę Półksiężyca). Po tym zrywie jak i po całym Warzone pozostała mi tylko jedna figurka bodajże proroka czy jak mu tam. :)

I nastąpiła kolejna przerwa ale tym razem zamiast figurek skupiłem się na M:TG.
Kiedy i ta zajawka się skończyła wróciłem do Warhammera... ale do 40tki. Wybór padł na Blood Angels. Trochę zbierałem ani razu nie zagrałem więc spakowałem do pudełka i tak zostało (cały czas żałuję że wyrzuciłem Baal Predatora stary model który idealnie pasowałby do 30tki).
(wtedy też powstają owe sztandary i kilka małych) 
I znowu wracamy do WFB. Tym razem kupuję Chaos i nawet gram! A potem znowu przerwa. W nic nie gram wymyślam sobie swój zakon do 40tki, powoli zapominam o figurkach dopóki nie trafiam na pokaz Infinity. TAAK to jest to! Frakcja Yu Jing! YES YES YES. Maluję. Gram... raz. Koniec. :D
 Znowu wracam do marzeń i od czasu do czasu coś tam skrobię do "swojego zakonu". I tak bardzo skrobałem aż wyskrobałem dwóch Nekronów :D

 (pierwsze i drugie spotkanie z Finecastem)
I tak minął czas aż dwa lata temu stwierdziłem że wracam. Będę grać albo i nie będę (chciałbym pograć jeszcze) ale chcę malować. Pierwszy pod pędzel idzie Grimm Burlocksson.

Następny jest Chaplain którego maluję z emblematami "mojego zakonu" (trzecie i ostatnie spotkanie z Finecastem)

Potem w łapy dostają mi się figurki Spellcrow. Mały Dyniaq, którego maluję na konkurs Helloween (Bejca).


Goblin Szaman któremu zabrałem żabę i wrzuciłem serce oraz dodałem skrzydła, aby cała figurka pasowała do konkursu walentynkowego (Bejca).



Następny w kolejce jest Dyniaq z łukiem (moje pierwsze osl)

Goblin Mad Days



Dyniaq w zbroi na konkurs organizowany przez Marcina (Umbra Turris - Lublin i reszta)

Dyniaq z dużym mieczem na konkurs (Bejca)

W trakcie malowania dyni wychodzi Warzone: Resurrection. Zaczynam malować Imperial dla siebie, a okazjonalnie dla kumpli Capitol (Free Marines) oraz Bractwo (Inkwizytorzy, Hamilkar i jeden Mortyfikator, którego trzeba było naprawiać, gdyż chłopak stracił nogę).








Acha i jeszcze Prowler do Nomadów

Z racji tego że ostatnimi czasy nie mogę malować tyle ile bym chciał udało mi się pomalować jedynie sierżanta Vostroyan na konkurs FGB




Od czasu do czasu lepię też w GSie. Z tej zabawy (na razie tylko tak to mogę nazwać) powstał Dyniaq ze sztandarem.








Otwarte tematy to Mistress of the Hunt do Norsgard oraz Crucifier robiony na wzór okładki do Dark Eden (tu nie ma co jeszcze wrzucać).


No i to chyba tyle. Trochę nudna historia o zajawkach i ich upadaniu. Ale teraz mam zamiar się nie poddać :)

PS. Pisanie jednego posta przez kilka dni to porażka i postaram się więcej tak nie robić.

A teraz wracam do noszenia dzieci, usypiania, śpiewania i takie tam. Norma. :) 

6 komentarzy:

  1. No cóż. Większość z nas tak ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam zazdroszczę tym co to malują lepiej lub gorzej armie na pierdyliard punktów i jeszcze grają :) Cały czas w siebie wierzę i może mnie się też kiedyś uda... chociaż jakiś skirmish :D

      Usuń
  2. Ja zaczalem dwa lata wczesniej z rpg, pozniej karcianki (Star Wars Decipher na inne mnie nie bylo stac), a pod choinke dostalem pudelko Bestii chaosu. Pozniej z bolem sakiewki kupowane pojedyncze dwarfy (w sklepie Clown w Lodzi). Eh piekne czasy. Tylko poziom malowania byl...taki sobie. Dzis mam wiecej figurek niz bym chcial ale czasu brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam i miałem dokładnie tak samo. Zakupy robione z bólem portfela a teraz jak portfel nie boli to za dużo figurek i za mało czasu. :)

      Usuń
  3. Świetne. Człowieku jak zrobiłeś te niebieskie kwiatki na podstawce Dyniaka ze sztandarem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. No dobra to zrobię tutka o kwiatkach i wszystko się wyjaśni. (czasami mi sie wydaje że wszyscy są z "Bejcy" na FB stąd nic o tym nie pisałem) ;)
      A co do tego Dyniaka to jemu też w nocy świecą się oczy ;)

      Usuń